Yerba mate wśród indian
Siedzieliśmy w kilkanaście gości skupieni przy ognisku. Dookoła Indianie Ache, a pośród nich padre Adan. Osmalony imbryk z pięknie wygiętą gardzielą i dzióbkiem sterczał przysunięty bokiem do ognia. Brzęczał lekko.
Sędziwa, bardzo stara Indianka, pomarszczona tak, że przy każdym jej ruchu miało się odczucie, że skóra szumi, uszczelniała między kolanami drewniany moździerz i ucierała w nim jakieś zioła.
- To yuyo – wyłożył padre.
- ???? – wątpiłem brwiami.
- Świeże zioła, które uciera się albo bije na miazgę i dodaje do yerba mate.
- A po co?
- Oni zawsze powiadamiają, że to remedio na jakąś chorobę, ale najczęściej chodzi o typ przyprawy.
- Przyprawa do herbatki?
- Coś w tym rodzaju. Yuyo, czyli po naszemu „chwasty” urozmaicają zapach.
- Dlaczego chwasty?
- Bo zioło, czyli yerba, jest tylko jedno: Mate. Całkowita resztka to zaledwie chwasty.
Stara Indianka wcisnęła yuyo na wierzch nabitej guampy i sięgnęła po czajnik. Poruszała się powoli, jednak nad wyraz precyzyjnie. Mimo, że była gruntownie niewidoma.
Teraz zalała. Tłukąc z strzelista, ażeby strużka wody schłodziła się jeszcze w drodze przez powietrze – na wszelaki incydent, choć przecież w imbryku pełny czas tylko szemrało, a nie bulgotało. Za żadne skarby nie chciała poparzyć yerba mate – to szkodliwy znak, a poza tym podstępny zapach.
Podziwiałem jej artyzm. Musiała to czynić całe żywota i latami szkolić każdy czyn, bo nie uroniła ani kropli.
Odczekaliśmy kilka, kilkanaście, parę minut.
Jeszcze kilkanaście…
Cierpliwie.
Kiedy religijny Tomasz nasycił usta, Indianka nalała najpierw sobie – bo to ona poprzednia gospodarzem ceremonii. (Poza tym niektórzy sądzą, że pierwszy napar jest niesmakowity, dlatego nie wypada go przekazywać różnym. Argentyńczycy odpisują go do twarzy, a następnie wypluwają na ziemię. Łykają dopiero drugi, a nawet trzeci. Tutaj, w Paragwaju, nikt nie wywoływał takich istoty.)
Seniora popijała wolno, rozpatrując, żeby ciepła metaliczna rura nie poparzyła jej ust. Kiedy skończyła, nasypała ponownie drobinkę wody, na te same grunty, i podała siedzącemu po swojej sprawiedliwej stronicy. Tak rozpoczął się ceremoniał popijania.
Guampa krąży z rąk do rąk, jednak nie po kole – tak jak w wypadku fajki pokoju – lecz po gwieździe. Za każdym razem musi wszak powrócić do rolnika z imbrykiem (albo termosem) w celu ponownego dopełnienia
Fusów jest taka suma i posiadają w sobie tyle mocy, przepraszam, Intensywności, by nim zawieruszą zapach, można egzystowało przez nie rozsiewać ze dwa litry wody.
- No i jak? – wypytywał padre, kiedy ewakuowałem guampę i wręczyłem Indiance.
- Próbuje jak napar z niedopałków.
- A popijałeś kiedy napar z kiepów, że tak rozmawiasz?
-Doświadczasz – dołączył po chwili – za miesiąc rzucisz kawę, rzucisz herbatkę i zniesiesz na mate. Na razie i tak nie masz wyjścia, bo tu nikt nic różnego nie pije. Kiedy wyjeżdżasz?
- Za trzy miesiące…
- Uuu no to przepadłeś. Zapomnij o młodziutkich afroamerykanki, ty już jesteś mateista
- A ona jakoś odrabia? Na ciało lub umysł?
- Lekko kręci.
- Uzależnia?
- Nie wybitniej niż kawa. Skoro w USA sprzedają Yerba Mate w supermarketach, to to na pewno nie jest narkotyk, ani żaden różny materiał wyskokowy.
- To dlaczego nikt nie daje popijać dzieciom?
- Tradycja. U nas też dzieciom nie umożliwia się kawy. Dopiero jak adekwatnie podrosną. Z mate tak samo.
Po chwili przyszła moja kolejność. Ale stara Indianka ominęła mnie i podała guampę kolejnemu.
- Nie zauważyła mnie? – Szepnąłem pastorowi w ucho. – To znaczy, potrzebowałem komunikować…
- Spostrzegła. Ona jest ślepa na oczy, jednakże widzi więcej niż my wszelcy. Szczyle zachowują, że przez trzy elewacje potrafi doświadczać jak broją.
Chyba posiadał okazję. W trakcie naszej konwersacje do kręgu tkwiło kilkanaście jednostek. Siadali w różnorodnych obszarach, a Indianka nie przemogła sekwencyj. To znaczy wszystkim, którzy egzystowali tu od początku oferowała po podstawowym kółku (gwieździe), a dopiero na krańcu nadawał te kilkanaście ostatnich ludzi, tak jak się dosiadły.
- Coś ty jej gadał, kiedy ustępowałeś guampę? – zapytał padre.
- Normalnie: „dziękuję”, a co niby miałem powiadamiać?
- Nic. Właśnie o to chodzi, że NIC. Kiedy rozmawiasz „dziękuję” to znaczy, że już się napiłeś i więcej nie raczysz. Wtedy wypływasz z kolejki. Siedzisz z nami, ale gumpa cię opuszcza. Dziękuję mówi się dopiero na samym krańcu, a nie w trakcie ceremoniału.
Tego dnia po południu popijaliśmy jeszcze coś: Terere czyli Yerba Mate na zimno.
To specjalność paragwajska, nie renomowana nigdzie indziej na świecie. Wszystko poza wodą pozostanie bez przeróbek. A woda musi być tym razem lodowata!
Yerba Mate nabiera równie silnie bez względu na to czy ja polewać wodą gorącą czy chłodną. Reaguje trochę tak jak ludzka cera – można się wszak „poparzyć” od bardzo mroźnego i objawy będą bliźniacze, jak przy poparzeniach wrzątkiem. Odpowiednie porównanie, bo tak dla mate jak i dla ludzkiej skóry woda obojętna jest letnia. Od letniej nie nabiera – Siła śpi.
Terere pija się w tych porach dnia, kiedy jest żarliwie. I, rzecz fascynująca, tam gdzie się je pija nigdy nie występuje zaraza, a cholera to wszak przypadłość sprośnej wody. Nieprzegotowanej. Pieczołowicie takiej, która w mnogości powodów zalewane jest Terere.
Naturalnie odporność Paragwajczyków na cholerę może się brać także z specyfiki zdrowotnych Palo Santo – tylko w Paragwaju czyni się guampy z tego drewna. W Brazylii, Argentynie i Urugwaju z tykwy albo metalu
Na finał, kiedy traciło się już tyle wody, że Mate zostawiła posmak, trzeba ewakuować guampę. Robi się to zawsze na ziemię! Nigdy do śmietnika, ścieku, toalety itp. Nigdy!
Tak jak pierwsze zatopienie było dla św. Tomasza, tak ostatnie musi być para Pachamama – dla Matki Ziemi. To ona rodzi i podaruje ludziom w podarku religijne ziele – Yerba Mate.
Indianie zawsze wspominają o Bogu. We każdych najwybitniej normalnych działalnościach dnia dziennego. Widzieli Boga na długo przed dosięgnięciem Łowców Chrztów. I poważają go wybitniej, aniżeli domownicy krajów, z jakich Łowcy Chrztów spadają.
Przykro mi, ale komentarze do tego wpisu są zamknięte.